Po zrobieniu pierwszej części tarasu - czyli kostki, wyglądowi całości ujmowała skarpa... odsłonięte kamienie podbudówki tarasu nie wyglądały dobrze z nowisieńkim tarasem i płytkami na elewacji.
Zobaczcie zresztą sami:
Postanowiliśmy więc od razu coś z tym zrobić... przy czym "OD RAZU" to zbyt górnolotnie i przesadnie powiedziane.
Ekipa od kostki przywiozła nam kilka większych samochodów ziemi. Mieli nam w sumie pomóc to ogarnąć, ale przyszły deszcze na przełomie maja/czerwca i zrobiło się tak miękko, że koparka zrobiła by tylko bajoro i zmieniłaby w bagno naszą (i tak kiepskawą) trawę...
Po deszczach ekipa była już spóźniona z terminami na innych robotach, więc nie chciałem ich trzymać... pomyślałem sobie, że 4 średnie wywrotki ziemi to śmiało łopatą przerzucę sam...
Tak też zrobiłem, ale trwało to z 2 miesiące - przeważnie tylko piątek i sobota mogłem coś podrobić... i to nie w każdy :). Żonę tak to denerwowało, że sama też podziałała przy łopacie kilka ładnych razy i w końcu się udało.
Po tym ile to trwało i że szło jak krew z nosa, postanowiłem nie bawić się w takie rzeczy sam.
Znalazłem ekipę od ogrodów - w sumie przypadkiem, bo gościa z tej ekipy zaprzęgnęliśmy do innej pracy najpierw... przewiózł nam fotele tarasowe robione na zamówienie, bo nie miałem tak dużego samochodu by je przetransportować.
Wracając jednak do skarpy...
Nie wiedzieliśmy do końca, co z nią zrobić. Były rożne pomysły:
- sama ziemia
- kostka kratownica (taka ażurowa) a w jej środku kamyczki
- w końcu jakiś skalniak (roślinki itd.)
Po konsultacjach i prezentacji kilku realizacji zdecydowaliśmy się na trzecią formę. Całość, z robocizną, wyszła około 4,5 tys.
Z racji tego, że nie znam się na kwiatach - po prostu wrzucę kilka zdjęć z realizacji... ale zdjęć jest trochę by to pokazać, więc podzielę to na 2 wpisy... tu tylko początki.
Dzień pierwszy:
Dzień drugi: