89. Opowieść o tym co się NIE działo i dlaczego
No, wreszcie jestem przy klawiaturze i będę miał czas sobie znowu popisać :)
Nie pisałem do tej pory nie tylko z lenistwa, ale głównie z uwagi na to, że nic się nie działo, a nie chciałem się użalać na blogu i tu wylewać moją frustrację na to co się dzieje... czyli jak wspomniałem na NIC.
Ogólnie rzecz biorąc - cały lipiec stracony przez to, że padało - ekipa zbywała nas deszczem i brakiem materiałów (fakt, hurtownia na "J" zawaliła z dwa tygodnie lub więcej na nadprożach (zamówiono nie te które chcieliśmy, a na nasze musieliśmy czekać).
Cóż, myślałem wówczas, że pogoda pod psem, to trudno, może sierpień będzie dobry to podgonimy z robotą.
W sierpniu było już słoneczko - piekne słoneczko... natomiast tak się dziwnie poskładało, że pierwsze dwa tygodnie ekipa nie przychodziła - szef nie odbierał telefonów ani nie odpisywał na maile...
Potem pojechaliśmy na wakacje i akurat był taki moment (4 dni) gdzie nikogo w domu nie było (w szczególności chodzi mi o mojego tatę, który dogrywa wszystkie sprawy i jest niepisanym "kierownikiem budowy")... i wówczas szef ekipy łaskawie sie odezwał (pech - ale trafił... a może chciał tak trafić :/ ) - w każdym bądź razie tutaj ja mu powiedziałem, że nie ma mowy o robocie przez te dni, bo teraz ważny etap i musi ktoś od nas być by przypilnować + odebrać ten etap.
No to niby wszystko ok, ustalone że zaczynamy za 5 dni i - tyle ich widzieliśmy. Wzięli inne roboty pewnie + zaległe te które mieli przewidziane równolegle na lipiec gdy padało...
Nie pojawili się więcej, nie odbierali telefonów, nie odpisywali na maile... doszło do tego, że dzwoniliśmy z telefonów innych niż nasze - i raz gdzieś tam się udało, ale żona (oj nerwowa jest) tak pogadała z budowlańcem, że obiecał przyjechać, ale się nie stawił :)
Cóż, tak minął sierpień...